środa, 22 października 2014

Jak NIE robić tortów

Jak powszechnie wiadomo, robienie tortów nie jest żadną filozofią. Poziom pierwszy wtajemniczenia można osiągnąć poprzez połączenie kupnego biszkoptu z kremem z torebki. Wystarczy przekroić ciasto, zmiksować proszek z mlekiem, rzucić kremu trochę tu, trochę tam, wyrównać i gotowe. Kolejne poziomy wymagają większej wprawy, więcej czasu i cierpliwości. Osobiście preferuję torty, których przygotowanie zajmuje mi do około trzech dni, bo w końcu co to za tort, którego nie dekoruje się przynajmniej tyle, ile się piecze! 
Niestety, nie jestem profesjonalnym cukiernikiem i nie przypuszczam, żeby post mojego autorstwa na temat zrobienia tortu idealnego zyskał wasz szacunek i uznanie. Tym bardziej, że takiego tortu nigdy mi się zrobić nie udało. Natomiast zdobyłam dosyć szeroką wiedzę dotyczącą wpadek i niepowodzeń na tym polu, więc powyższy tytuł jest nieprzypadkowy. 

1. Nie ufaj swoim zdolnościom matematycznym
Każdy przemyślany wypiek zaczyna się od dobrze skonstruowanej listy zakupów, a ta powinna bezpośrednio wynikać z dobrych proporcji składników, odpowiednio pomnożonych (co w przypadku niestandardowych wypieków jest niezbędne!) i dodanych. 
Pamiętaj, że w trakcie pieczenia, kiedy będziesz mieć we włosach surowe ciasto, krem do ciasta na twarzy, a dłonie we wszystkich kolorach tęczy, to prawdopodobnie nie będzie ci się chciało zejść na dół do sklepu.
Dlatego zawsze sprawdzaj swoją listę zakupów przynajmniej dwa razy, żeby niczego nie pominąć. 
Pamiętaj też, że masz prawo w siebie zwątpić, jeśli twoje obliczenia wykażą, że potrzebujesz czternastu kilogramów masła do zrobienia dwóch tortów.

2. Nie zawsze domowe znaczy lepsze
Czy powiedzielibyście, że lukier plastyczny wyrabiany w domu jest zdrowszy od tego kupionego w sklepie? Może nie jestem dietetykiem, ale pokuszę się o stwierdzenie, że kaloryczny to on jest tak samo bardzo. W końcu składa się głównie z cukru pudru z małą ilością glukozy, czyli no cóż.. cukru. 
Ale pewnie smakuje lepiej – być może takie pomysły też wam przychodzą do głowy. Naiwni! Cukier z cukrem będzie już zawsze smakować jak cukier, a ten wyrabiany w domu tylko zabierze wam kilka godzin z życia, zniszczy mikser i przysporzy o kontuzję nadgarstka. A w rezultacie otrzymacie lukier o plastyczności papieru toaletowego i wasz tort będzie wyglądał jak kokon. Z taką różnicą, że już nic pięknego się z niego nie wykluje. 

3. Oszczędzaj rozsądnie
W swojej kuchni znajdziesz wiele naturalnych barwników. Co wcale nie znaczy, że powinieneś ich używać. 
Sok z buraków znakomicie zabarwi lukier na różowo. Nawet na intensywny róż, jeśli bardzo się postarasz. Ale jeżeli zależy ci, aby lukier częściowo pozostał na powierzchni wypieku, a samo ciasto nie smakowało burakami –  radzę zainwestować w barwnik spożywczy. Małe pojemniczki barwnika w proszku można zdobyć już od 3zł 50gr za sztukę, a nie przyczynią się ani do rozwodnienia lukru, ani do zmiany smaku wyrobu.*

* To samo dotyczy takich przypraw jak: curry, kurkumy i czerwonej papryki.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

CzekoBabeczki GlutenFree

Niniejszym przerywam ciszę na blogu przepisem na czekoladowe babeczki. Nie można powiedzieć, żeby rozpływały się w ustach, najwyżej rozkruszają* – ale to i tak niezły efekt jak na pierwszy bezglutenowy wypiek w życiu.



 * Uprzedzam, że czynności, które narażają cupcake’i na ruch kontrolowany w dużej mierze siłą grawitacji (np. miotanie lub żonglowanie babeczkami) w przypadku poniższego przepisu nie wchodzą w grę, wierzcie mi.




Bezglutenowego wyrobu dopuściłam się w ramach goszczenia kogoś, kto niestety innych wersji moich wypieków nie mógłby spróbować. I prawdopodobnie niedługo ponownie przyjdzie mi zrobić coś bezglutenowego – z dwóch powodów. Przede wszystkim, ostatnio do odstawienia glutenu bardzo gorąco zachęcał mnie lekarz (była to jego błyskawiczna reakcja na moje lamenty dotyczące wysokiej gorączki i bólu gardła). Jednak kluczowym argumentem pozostaje fakt, że nadal dzierżę ok. pół kilograma mąki ryżowej, która nie jest najtańszą na rynku, a ja wciąż jestem tylko biednym studentem.




CzekoBabeczki GlutenFree


Składniki:
1,5 szklanki wody
tabliczka czekolady bezglutenowej
1 łyżeczka kawy
1 i 2/3 szklanki mąki bezglutenowej

 (ja dałam ryżową)
2 łyżeczki sody
szczypta soli
1/2 kostki masła
1 szklanka cukru
2 jaja

1. Zacznij od roztopienia czekolady w kąpieli wodnej, później dodaj do niej gorącą wodę i kawę i wymieszaj.
2. W innym naczyniu zmiksuj wszystko pozostałe: masło z cukrem i jajami, następnie dodawaj ostrożnie mąkę wymieszaną z sodą i solą*.
3. Na końcu jeszcze wlewacie czekoladową wodę (mniam!) i miksujecie dokładnie. 
4. Masą wypełniacie papilotki do ok. 2/3 objętości i pieczecie w 180ºC przez 18 minut.


* Pamiętajcie o założeniu fartucha!

Przed ostatecznym pożarciem proponuję udekorować babeczki jakąś masą lub polewą, bo niestety są dosyć suche. Jeżeli macie ochotę na przepyszne, wilgotne i glutenowe babeczki polecam gorąco przepis, którym wspierałam się przy moich eksperymentach z bloga Magda Kucharzy.






niedziela, 3 listopada 2013

TOFFIsernik

Ponieważ o przepis na sernik maltretowały mnie tłumy, podczas gdy tortu nikt się nie domagał – zdecydowałam, by umieścić najpierw notkę na temat tego pierwszego, mimo że to ten drugi powstał wcześniej... Cóż, drugim czynnikiem decydującym był fakt, że nie za bardzo w swoim harmonogramie dnia uwzględniłam szczegółowe obfotografowanie wspomnianego tortu.



Jestem świadoma, że nie wszyscy zaaprobują mój wybór, gdyż próbowano mnie przekonać, abym zrezygnowała z umieszczania przepisu na tak doskonały, rozpływający się w ustach, niesamowity w smaku sernik. Bym zatrzymała ten przepis dla potomnych, zrobiła z niego tajemnicę rodzinną i ujawniła ją dopiero, kiedy już stanę się sławnym i docenianym szefem kuchni.
Jednak ja, chcąc nieść kaganek oświaty, postanowiłam umieścić na łamach mojego bloga dotychczas pilnie strzeżoną recepturę. Podobną możecie znaleźć na blogu Do kawy – moje słodkości. Przepis nadaje się na  wypiek w formie o średnicy ok. 20cm.

TOFFIsernik


spód:
150g herbatników
60g masła
1 łyżka cukru

masa:
250g kajmaku, preferuję gotowy z puszki
600-700g mielonego twarogu
100g cukru
50g masła
3 jajka
1 saszetka cukru waniliowego
1 łyżka mąki

polewa:
150 g masy kajmakowej 
3 łyżki mleka
2 łyżeczki masła
płatki midgałowe


1. Spód: Za pomocą blendera kruszycie herbatniki i robicie suchą papkę dodając cukier i masło. Później wszystko ubijacie na spodzie natłuszczonej tortownicy i pieczecie przez 10-12 minut w temperaturze 190°C.


2. Masa: Masło ucieracie z cukrem zwykłym i waniliowym. Mikser doskonale się do tego nada. Później dodajcie kajmaku, wszystkie jajka (całe, nie musicie się bawić w oddzielanie), mąkę i twaróg. Masę wylewacie na podpieczony i ostudzony spód. Całość wrzucacie do piekarnika nastawionego na 180°C na 50 minut.


3. Polewa: Kajmak gotujecie z mlekiem, mieszając dodajecie masło. W międzyczasie możecie przyrumienić płatki migdałowe na patelni. Na koniec rozsmarowujecie powstałą polewę na serniku i posypujecie płatkami. Finito!

sobota, 19 października 2013

Idą święta.

Dłuższą chwilę nic nie pisałam, ale już mówię co się działo.

W sobotę 12 października (zaprawdę, pojęcia nie mam jak ten czas mógł tak szybko zlecieć) byłam z dziewczynami na warsztatach dekorowania babeczek prowadzonych przez autorkę bloga Magda Kucharzy.
Było bardzo słodko i kolorowo, a nawet troszkę czarno, bo cała akcja odbywała się pod hasłem Węgiel FOOD (zainteresowanych zapraszam: Węgiel BOOM).

Nawet stworzyłam babeczkę z bryłkami węgla z lukru plastycznego, ale efekt byłby zdecydowanie lepszy, gdybym napisała po prostu: "Wůngel" czy coś takiego, bo te czarne klocki nie wyglądały zbyt przekonująco.

Natomiast udało mi się zrobić ciasteczkowego potwora bez ciastka, za to z wąsami. Poważnie rozważam dopisanie tej umiejętności do mojego curriculum vitae. Kto wie, może właśnie to wyróżni mnie kiedyś z tłumu. Uwaga - poniżej fotografia dla ludzi o mocnych nerwach.



Jeśli czujecie się zdezorientowani i oszukani brakiem przepisu - przepraszam. W ramach rekompensaty pozwolę sobie polecić Wam niesamowicie dobre babeczki, które miałam okazję dekorować. Przepis znajdziecie tutaj *.*. Pycha!

Zwierzę Wam się również, że w nadchodzącym tygodniu szykuje się dużo kulinarnej roboty. Będzie koci tort. Taki trochę halloweenowy, trochę urodzinowy... Jeszcze nie wiem czy wszystko wyjdzie jak powinno, więc więcej szczegółów nie zdradzę. Poza tym, na warsztatach Magda przekonała mnie do sosnowieckich barwników spożywczych. Wiem, co myślicie - szok, niedowierzanie... Żegnaj belgijska chemio! Witaj zagłębiowska!

Na koniec jeszcze jedna dobra rada:
Strzeżcie się, bo w sklepach już atakują święta! Ja dzisiaj padłam ofiarą... Niby jeszcze nie żałuję, ale sami wiecie jak to jest!


wtorek, 8 października 2013

Kanelbullar

Dzisiaj szwedzkie bułeczki cynamonowe, które parę dni temu miały swoje święto. Mimo szczerych chęci nie udało mi się stworzyć i opublikować notki w ich dzień, a wszystko przez to, że w ostatniej chwili uznałam to za zbyt banalne i oklepane. Czasem trzeba w życiu coś zaryzykować, wybić się ponad schematy tudzież pójść z duchem internetu i zuchwale dać do zrozumienia światu, że: „YOLO”.



Już bez większych wstępów, bo nie czuję się najlepiej...


...podaję przepis!

Szwedzkie kanelbullar

lekko zmieniony z bloga Around the kitchen table



Ciasto:
50 g świeżych drożdży
½ l ciepłego mleka
150-200g rozpuszczonego masła
100 - 120 g cukru
łyżeczka soli
1 -2 łyżeczki mielonego kardamonu
800 - 850 g mąki

Nadzienie:
200 - 300 g masła o temp. pokojowej
150g cukru
4 - 6 łyżek cynamonu

Do posmarowania:
rozbełtane jajka, perłowy cukier


1. W ciepłym mleku rozpuszczacie drożdże i dodajecie do tego wszystko inne potrzebne do ciasta. Włóżcie w to trochę serca i pogniećcie w taki sposób, żeby masa stała się elastyczna i błyszcząca.
2. Odstawcie ją w ciepłe miejsce na 30 – 60 min.
3. Potem podzielcie na dwie części, każdą rozwałkujcie tak, żeby chociaż trochę przypominała prostokątny placek.
4. Zróbcie nadzienie: masło, cukier i cynamon pogotujcie w rondelku ok. 2-3 minutki.
5. Nadzienie rozsmarujcie równomiernie na rozwałkowanych plackach i zwińcie je wzdłuż dłuższego boku. Rulony pokrójcie w poprzek na kawałki o grubości ok 2cm.
6. Bułeczki połóżcie na blasze i posmarujcie rozbełtanym jajkiem. Ja dodatkowo posypuję je cukrem perłowym, można też użyć lukru po upieczeniu.
7. Pieczcie 5-8 minut w temperaturze 250°C. Uważajcie, bo łatwo je przypalić!


Powodzenia!

środa, 2 października 2013

Dyniowa CURRYzupa


Być może też kiedyś zauważyliście, że nie samymi ciastami człowiek żyje, zwłaszcza, kiedy zima nadchodzi. Nie miejcie mi za złe, że nie będę tu zawsze zamieszczać przepisów na ciepłe szarlotki, ale mam nadzieję, że pustkę, do stworzenia której się przyczyniam, zdoła wypełnić dzisiejsza propozycja na równie ciepłe i kaloryczne danie. Tak naprawdę od szarlotki różni się tylko tym, że te kalorie są, jakby to powiedzieć.. mniej puste.

Mówię tutaj o zupie zainspirowanej blogiemPieprz czy wanilia, która z powodu ubogich finansów i ogromnego lenistwa wyszła inaczej niż powinna, ale na tyle dobrze, że nigdy nie odważyłam się dodać do niej żadnych batatów czy czerwonej soczewicy...

Oczywiście, jeśli wasze delikatne podniebienia nie mogą znieść smaku zupy innej niż zabielonej mleczkiem kokosowym, a doprawianie kurczaka curry z saszetki wydaje wam się czystą profanacją – gorąco polecam „Curry z dynią, batatami i kurczakiem” na wspomnianym blogu.

Jeśli jednak wolicie rozwiązania dla leniwych i niespecjalnie zamożnych, a poza tym macie dużą rodzinę lub lodówkę – zapraszam do gotowania! Na same zakupy polecam zabrać ze sobą jakiegoś uprzejmego tragarza, a później już poradzicie sobie same*.

* przepraszam za ten zwrot do kobiet, ale rzadko widuję mężczyzn, którzy mają problemy z targaniem dyni. Wierzcie, nie chciałam nikogo pominąć.


Dyniowa zupa curry


1 mała dynia (max 3-4 kilo, chyba że macie gigantyczne garnki)
2-3 marchewki
zielony groszek (ja daję z puszki)
2 piersi z kurczaka
2-3l bulionu, taki z kostki będzie idealny!
saszetka curry
sól, pieprz
masło/margaryna/olej do smażenia






1. Zaczynacie od wbicia najostrzejszego noża jakim dysponujecie w samo serce dyni i przecinacie na pół. To najtrudniejszy etap gotowania. Potem już z górki: obieracie ze „skórki” i kroicie w kostkę 1x1cm. Jeśli wasz tragarz jeszcze nie poszedł, poproście go o pomoc, bo to dosyć żmudne zajęcie. To samo zróbcie z marchewkami.
2. Pokrójcie kurczaka w coś na kształt kostek, przyprawcie solą i pieprzem, wrzućcie na patelnię, w międzyczasie wsypcie duuużo curry i pomieszajcie.
3. Do dużego gara wsypcie kawałki dyni, marchewki, kurczaka, groszek i zalejcie rosołkiem.
4. Po jakichś 15 minutach gotowania zupa będzie zdatna do spożycia *








* im dłużej będziecie gotować, tym zupa będzie gęstsza – zdecydujcie sami!

sobota, 28 września 2013

CzekoRolada z nadzieniem mascarpone

Na początek proponuję roladę czekoladową z pysznym nadzieniem z owocami i serkiem mascarpone. Zdaję sobie sprawę, że serki mascarpone przekraczają barierę cenową dwóch złotych, przez co wpisują się w jadłospis przez niektórych określany jako burżujski. Jednak zanim wpadnie do waszej rozsądnej głowy pomysł, by sięgać po homogenizowane wyroby... Spójrzcie jak ładnie wygląda plaster rolady, który nie przypomina* skórki z ciemnego chleba upapranej w serku waniliowym.

Zanim zaczniecie kucharzyć, podzielę się z wami moim życiowym doświadczeniem. Nie całym, rzecz jasna, bo tej mądrości życiowej dwudziestolatki nie da się tak po prostu streścić w jednym zdaniu...

Chodzi o cukier. W większości przepisów na różne słodkości możecie wyczytać, że potrzebny jest cukier drobny. Jeżeli jesteście średniozamożnymi studentami (czyli stać was na jakieś 4 bułki w tygodniu) to może wam wpaść do głowy głupi pomysł, aby takowy nabyć. Droga wolna, ale jeśli jeszcze mieszkacie z rodziną, która nie podziela waszego gorejącego entuzjazmu do kunsztu kulinarnego najwyższej klasy – nie róbcie tego. Bardzo możliwe, że ludzie, których nazywasz ojcem lub matką pokażą swoją ciemną stronę mocy i zużyją burżujski cukier do herbaty. Bo przecież tak dobrze się rozpuszcza!
* Reakcja 90% ankietowanych potwierdziła tę tezę.


A teraz długo wyczekiwany przepis:

Rolada czekoladowa z kremem z serka mascarpone

zaczerpnięty z bloga Pieprz czy Wanilia 

Co potrzebujecie na ciacho:
4 jajka
100 g drobnego cukru
100 g mąki
3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
4 łyżki kakao
50 g startej gorzkiej czekolady
cukier waniliowy - 16 g



1. Na początek rozdzielacie białka od żółtek i ubijacie same białka.
2. Nadal mieszając, wrzucacie bez pośpiechu cukier, a później (nieco szybciej) żółtka.
3. Następnie mąka z proszkiem do pieczenia i kakao, po chwili- czekoladę w wiórkach.
4. Wylewacie na blachę wyłożoną papierem do pieczenia o wymiarach 28x35 lub zbliżonych (nie dziwcie się, że jest tego tak mało – macie jeszcze krem do zrobienia!). I pieczecie w rozgrzanym piekarniku do 180ºC przez 12-15 minut. Nie dłużej!*

* jeśli będziecie piec dłużej, to najpewniej nie wyjdzie wam punkt 5.

5. Po wyjęciu z piekarnika, nie zważając na ryzyko poparzeń, wyjmujecie ciacho na ściereczkę i zwijacie (wzdłuż dłuższego boku). Jeśli wam nie popęka to jesteście mistrzami, ale w przeciwnym razie – nic straconego!


Składniki na krem:
250 g serka mascarpone
50ml śmietany 18%
2 łyżki cukru pudru

Składniki na polewę:
100 g gorzkiej lub mlecznej czekolady
30 g masła albo śmietanki


Poza tym potrzebujecie:
250g malin/wiśni/borówek – czego dusza zapragnie

1. Krem: miksujecie wszystko i gotowy.
2. Polewa: rozpuszczacie czekoladę
 i mieszacie ze śmietanką lub masłem.


Co dalej?
Rozwijacie ciasto, ręczniczek wrzucacie do prania, szybciutko do środka ciasta nakładacie krem, potem wciskacie w niego owoce i zawijacie z powrotem. Czekoladę rozprowadzacie na wierzchu, jak to się zwykle z polewą robi, a ewentualne pęknięcia potraktujcie czekoladą podwójnie, żeby tłumy podziwiały.


Smacznego!